Siedząc na twardym i niewygodnym krześle w gabinecie lekarza czułam niepokój. Obawiałam się tego czego się dowiem. Mężczyzna chodził po pomieszczeniu i z różnych szuflad i szafek wyciągał moje badania. Robił to niezwykle spokojnie i powoli. W końcu, z kilkoma kartkami w ręku usiadł naprzeciwko mnie. Przeprowadził krótką, tradycyjną rozmowę, która w moim mniemaniu trwała wieczność.
- Możemy przejść do sedna? - zapytałam opierając łokcie na biurku.
Irytowało mnie to rozciąganie w czasie. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Moje dotychczasowe dni były przesycone tym tematem i chciałam jak najszybciej to zmienić. Mężczyzna ze strachem popatrzył na mnie i jeszcze raz przejrzał ostatnie wyniki badań.
- Ostatnie badania potwierdziły, że... - zrobił krótka przerwę, wziął głęboki oddech a moje serce zaczęło przyspieszać w nienaturalnym tempie. O tym, że te ciężkie dni staną się przeszłością mogłam już zapomnieć.
Moja nadzieja na to, że nic mi nie jest legła w gruzach. Z niepokojem czekałam na diagnozę.
- Ma pani białaczkę. - Wypowiedział jeszcze kilka słów, które jasno określały jej rodzaj, ale nie słuchałam. Całkowicie mnie zamurowało a moja szczęka bezwładnie opadła. Lekarz ze smutkiem i współczuciem mi się przyglądał. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale zacisnęłam zęby i postanowiłam się nie rozkleić. Jedyne co zrobiłam to schowałam twarz w dłoniach.
- Co teraz? - zapytałam łamiącym się głosem.
Umrę za rok czy już za kilka tygodni? To pytanie krążyło mi po głowie. Ile mi zostało? Ponownie schowałam twarz w dłoniach i cały czas nie wierzyłam w to co właśnie powiedział.
Dlaczego to zawsze ja mam cały czas pod górkę? W końcu gdy znalazłam potencjalną miłość swojego życia będę musiała się z nią rozstać. Jednak i w tym można znaleźć jakieś plusy. Z czystym sumieniem będzie można stwierdzić, że przeżyłam miłość do grobowej deski. Załamana patrzyłam na lekarza, który ewidentnie nie wiedział jak się ma zachować chociaż na pewno nie raz był w podobnej sytuacji. W końcu jest lekarzem.
- Spokojnie - delikatnie chwycił moją dłoń - to wczesne stadium. Nie musi się to skończyć tak jak pani zakłada.
Wytłumaczył mi podejrzewaną przyczynę, która nie była moją winą, sposób leczenia, który jednak nie wydawał się tak groźny jak w amerykańskich filmach i przebieg choroby, który w moim przypadku nie był tak drastyczny. Trochę mnie uspokoił, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiała dużo poświęcić i dużo przejść aby się tego pozbyć. Mimo miłych i wspierających słów doktora mój humor nie był najlepszy. Miałam ochotę znaleźć się już w swoim łóżku i zakopać się w pościeli z pudełkiem pysznych lodów. Umówiłam się na kolejną wizytę i szybko wyszłam z budynku. Dopiero wtedy pękłam. Całą drogę do domu widoczność przysłaniała mi mgła stworzona z moich łez. Moje policzki ani na sekundę nie robił się suche. Lekki makijaż rozpłynął się i jestem pewna, że nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie jednak całkowicie mnie to nie obchodziło. Szłam jak zahipnotyzowana prosto do domu.
W progu mieszkania przywitała mnie uśmiechnięta Fran, jednak gdy zobaczyła mój stan jej wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Rzuciłam torbę i klucze na podłogę i mocno ją przytuliłam. Stałyśmy tak dłuższą chwilę i szlochałam jej prosto w ramię. Poczułam się o niebo lepiej, ale zaciśnięte gardło sprawiało, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Mam białaczkę. - Powiedziałam gdy w miarę się uspokoiłam.
Fran odsunęła się na kilka centymetrów, przyjrzała mi się uważnie czy na pewno nie kłamię, a potem ponownie mnie przytuliła. Z moich oczu znów zaczęły płynąć hektolitry łez.
- Będzie dobrze. - Z czułością pogłaskała mnie po plecach. Nie pytała o szczegóły. Kazała mi iść do pokoju i odpocząć.
Ta wizyta tak mnie wykończyła, że zdrzemnęłam się na kilka minut. Obudziłam się dopiero, gdy moja przyjaciółka weszła do pokoju z jeszcze ciepłym obiadem. Popatrzyłam na nią i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Musisz coś zjeść! - podeszła do łóżka.
- Co to za różnica czy umrę teraz z głodu czy za pół roku na białaczkę? - Nie miałam ochoty nic robić. Ani jeść, ani rozmawiać, kompletnie nic.
- Żartujesz?! - Włoszka postawiła jedzenie na stoliku obok łóżka i wyszła. Dotarło do mnie, że sprawiłam jej przykrość. Jednak nie zrobiłam nic aby cokolwiek z tym zrobić.
Mijały kolejne minuty, godziny, dni a ja nadal wegetowałam w tej samej pozycji. Całe dnie leżałam w łóżku i wpatrywałam się w sufit lub spałam. Byłam kompletnie załamana i nie widziałam sensu w dalszym funkcjonowaniu. Jadłam bardzo rzadko. Dwa bardzo małe posiłki w ciągu dnia i to też na siłę. Nigdzie nie wychodziłam. Leżałam i myślałam. Wstawałam tylko do łazienki i po to aby wieczorem się umyć. Byłam wrakiem człowieka zarówno pod względem psychicznym, ale niedługo stanę się nim także fizycznie.
- Może gdzieś wyjdziemy? - Fran zaproponowała kolejny sposób spędzenia czasu. Za wszelką cenę próbowała wyciągnąć mnie z tego pokoju, jednak za każdym razem jej próby kończyły się tak jak ta z poprzedniego dnia. Na każdą reagowałam jedynie ruchem głowy. Przyjaciółka bezskutecznie chciała mnie czymś zająć.
- Lia błagam cię, rusz się z tego łóżka. Nie mam już do ciebie siły. Leżysz już tak tydzień. Gdzie się podziała dziewczyna, która codziennie rano wpadała do mojego pokoju, ubrana w strój sportowy i ściągała mnie z łóżka aby iść biegać? Gdzie ta dziewczyna, która uśmiechnięta biegała po plaży za aparatem i spełniała się zawodowo? Gdzie ta dziewczyna, która dla jednego blondyna była w stanie pokonać tysiące kilometrów, aby znów zobaczyć jego błękitne tęczówki? To, że będziesz tak leżeć nic nie zmieni. Jedynie może pogorszyć. - próbowała mnie zmotywować.
Możliwe, że nawet w minimalnym stopniu jej się to udało, jednak nic jej nie odpowiadałam i nadal leżałam w tej samej pozycji. Wiedziałam, że moje zdrowie psychiczne nie należy do idealnych. Wiele razy słyszałam o takich przypadkach i nie rozumiałam osób, które zamiast walczyć i żyć normalnie rozpaczały siedząc cały czas w domu. Teraz sama znalazłam się w takiej sytuacji i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co kieruje takimi osobami.
- Nie mam już pomysłów co zrobić aby ci pomóc. Jeśli sama nie będziesz chciała otrzymać pomocy moje chęci, nawet największe nic nie dadzą. Jeśli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie jestem - wyszła a ja zaczęłam płakać. Tym razem dlatego że tak bardzo zraniłam moją przyjaciółkę. Nie odzywała się do mnie przez dwa dni.
- Możemy przejść do sedna? - zapytałam opierając łokcie na biurku.
Irytowało mnie to rozciąganie w czasie. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Moje dotychczasowe dni były przesycone tym tematem i chciałam jak najszybciej to zmienić. Mężczyzna ze strachem popatrzył na mnie i jeszcze raz przejrzał ostatnie wyniki badań.
- Ostatnie badania potwierdziły, że... - zrobił krótka przerwę, wziął głęboki oddech a moje serce zaczęło przyspieszać w nienaturalnym tempie. O tym, że te ciężkie dni staną się przeszłością mogłam już zapomnieć.
Moja nadzieja na to, że nic mi nie jest legła w gruzach. Z niepokojem czekałam na diagnozę.
- Ma pani białaczkę. - Wypowiedział jeszcze kilka słów, które jasno określały jej rodzaj, ale nie słuchałam. Całkowicie mnie zamurowało a moja szczęka bezwładnie opadła. Lekarz ze smutkiem i współczuciem mi się przyglądał. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale zacisnęłam zęby i postanowiłam się nie rozkleić. Jedyne co zrobiłam to schowałam twarz w dłoniach.
- Co teraz? - zapytałam łamiącym się głosem.
Umrę za rok czy już za kilka tygodni? To pytanie krążyło mi po głowie. Ile mi zostało? Ponownie schowałam twarz w dłoniach i cały czas nie wierzyłam w to co właśnie powiedział.
Dlaczego to zawsze ja mam cały czas pod górkę? W końcu gdy znalazłam potencjalną miłość swojego życia będę musiała się z nią rozstać. Jednak i w tym można znaleźć jakieś plusy. Z czystym sumieniem będzie można stwierdzić, że przeżyłam miłość do grobowej deski. Załamana patrzyłam na lekarza, który ewidentnie nie wiedział jak się ma zachować chociaż na pewno nie raz był w podobnej sytuacji. W końcu jest lekarzem.
- Spokojnie - delikatnie chwycił moją dłoń - to wczesne stadium. Nie musi się to skończyć tak jak pani zakłada.
Wytłumaczył mi podejrzewaną przyczynę, która nie była moją winą, sposób leczenia, który jednak nie wydawał się tak groźny jak w amerykańskich filmach i przebieg choroby, który w moim przypadku nie był tak drastyczny. Trochę mnie uspokoił, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiała dużo poświęcić i dużo przejść aby się tego pozbyć. Mimo miłych i wspierających słów doktora mój humor nie był najlepszy. Miałam ochotę znaleźć się już w swoim łóżku i zakopać się w pościeli z pudełkiem pysznych lodów. Umówiłam się na kolejną wizytę i szybko wyszłam z budynku. Dopiero wtedy pękłam. Całą drogę do domu widoczność przysłaniała mi mgła stworzona z moich łez. Moje policzki ani na sekundę nie robił się suche. Lekki makijaż rozpłynął się i jestem pewna, że nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie jednak całkowicie mnie to nie obchodziło. Szłam jak zahipnotyzowana prosto do domu.
W progu mieszkania przywitała mnie uśmiechnięta Fran, jednak gdy zobaczyła mój stan jej wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Rzuciłam torbę i klucze na podłogę i mocno ją przytuliłam. Stałyśmy tak dłuższą chwilę i szlochałam jej prosto w ramię. Poczułam się o niebo lepiej, ale zaciśnięte gardło sprawiało, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Mam białaczkę. - Powiedziałam gdy w miarę się uspokoiłam.
Fran odsunęła się na kilka centymetrów, przyjrzała mi się uważnie czy na pewno nie kłamię, a potem ponownie mnie przytuliła. Z moich oczu znów zaczęły płynąć hektolitry łez.
- Będzie dobrze. - Z czułością pogłaskała mnie po plecach. Nie pytała o szczegóły. Kazała mi iść do pokoju i odpocząć.
Ta wizyta tak mnie wykończyła, że zdrzemnęłam się na kilka minut. Obudziłam się dopiero, gdy moja przyjaciółka weszła do pokoju z jeszcze ciepłym obiadem. Popatrzyłam na nią i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Musisz coś zjeść! - podeszła do łóżka.
- Co to za różnica czy umrę teraz z głodu czy za pół roku na białaczkę? - Nie miałam ochoty nic robić. Ani jeść, ani rozmawiać, kompletnie nic.
- Żartujesz?! - Włoszka postawiła jedzenie na stoliku obok łóżka i wyszła. Dotarło do mnie, że sprawiłam jej przykrość. Jednak nie zrobiłam nic aby cokolwiek z tym zrobić.
Mijały kolejne minuty, godziny, dni a ja nadal wegetowałam w tej samej pozycji. Całe dnie leżałam w łóżku i wpatrywałam się w sufit lub spałam. Byłam kompletnie załamana i nie widziałam sensu w dalszym funkcjonowaniu. Jadłam bardzo rzadko. Dwa bardzo małe posiłki w ciągu dnia i to też na siłę. Nigdzie nie wychodziłam. Leżałam i myślałam. Wstawałam tylko do łazienki i po to aby wieczorem się umyć. Byłam wrakiem człowieka zarówno pod względem psychicznym, ale niedługo stanę się nim także fizycznie.
- Może gdzieś wyjdziemy? - Fran zaproponowała kolejny sposób spędzenia czasu. Za wszelką cenę próbowała wyciągnąć mnie z tego pokoju, jednak za każdym razem jej próby kończyły się tak jak ta z poprzedniego dnia. Na każdą reagowałam jedynie ruchem głowy. Przyjaciółka bezskutecznie chciała mnie czymś zająć.
- Lia błagam cię, rusz się z tego łóżka. Nie mam już do ciebie siły. Leżysz już tak tydzień. Gdzie się podziała dziewczyna, która codziennie rano wpadała do mojego pokoju, ubrana w strój sportowy i ściągała mnie z łóżka aby iść biegać? Gdzie ta dziewczyna, która uśmiechnięta biegała po plaży za aparatem i spełniała się zawodowo? Gdzie ta dziewczyna, która dla jednego blondyna była w stanie pokonać tysiące kilometrów, aby znów zobaczyć jego błękitne tęczówki? To, że będziesz tak leżeć nic nie zmieni. Jedynie może pogorszyć. - próbowała mnie zmotywować.
Możliwe, że nawet w minimalnym stopniu jej się to udało, jednak nic jej nie odpowiadałam i nadal leżałam w tej samej pozycji. Wiedziałam, że moje zdrowie psychiczne nie należy do idealnych. Wiele razy słyszałam o takich przypadkach i nie rozumiałam osób, które zamiast walczyć i żyć normalnie rozpaczały siedząc cały czas w domu. Teraz sama znalazłam się w takiej sytuacji i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co kieruje takimi osobami.
- Nie mam już pomysłów co zrobić aby ci pomóc. Jeśli sama nie będziesz chciała otrzymać pomocy moje chęci, nawet największe nic nie dadzą. Jeśli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie jestem - wyszła a ja zaczęłam płakać. Tym razem dlatego że tak bardzo zraniłam moją przyjaciółkę. Nie odzywała się do mnie przez dwa dni.
Kolejnego dnia podczas jej nieobecności, gdy wyszłam z pokoju, zastałam idealnie posprzątane mieszkanie, co ogromnie mnie zdziwiło. Wzięłam prysznic i od razu poczułam się lepiej. Przebrałam się w świeże, ładniejsze ubrania i poszłam zrobić sobie obiad. Włączyłam muzykę i zastanawiałam się jak poprawić swoje życie i nastawienie. Posprzątałam i przewietrzyłam swój pokój, który do tej pory wyglądał jak pomieszczenie desperata. Może właśnie nim byłam? Czułam się całkiem dobrze, ale nadal nie mogłam pogodzić się z chorobą, która psuła mi wszystkie plany na przyszłość. Siedziałam na swoim łóżku i nadrabiałam zaległości w interecie, których nabawiłam się przez te kilka dni, w których nie było we mnie ani płomyczka nadziei. W końcu po jakimś czasie zakończyło się to tak jak każdy by przewidział. Znów leżałam w pościeli wpatrzona w sufit.
• • • • •
Próbowałam ze wszystkich sił pomóc Lii. Chciałam ją zagadać, wyjść z nią na miasto, zająć ją czymś, zmusić aby wyszła do ludzi i pocieszyć. Nie dało się. Z każdym dniem wydawała mi się coraz słabsza i z jeszcze mniejszą chęcią do życia. Próbowałam ją wspierać, ale ona nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Wiedziałam, że nie może tak po prostu leżeć i patrzeć albo w okno, albo w sufit bo to nic nie da. Jej choroba bardzo mnie zasmuciła, ale nie mogłam tego pokazać. Musiałam być silna i twarda. Taka osoba z pewnością bardziej jej się przyda.
Cały czas zastanawiałam się dlaczego właśnie ona. Przecież nic złego nie zrobiła. Życie jest niesprawiedliwe. Zdecydowanie na to nie zasłużyła.
Każdy jej dzień wyglądał tak samo a mnie od patrzenia na nią bolało serce. Wiedziałam, że ja tutaj nic nie pomogę. Znam tylko jedną osobę, która może tutaj cokolwiek zmienić. Wahałam się aby wcielić swój plan w życie bo miałam nadzieję, że coś się zmieni, ale po tym jak nawet nie zareagowała na mój monolog postanowiłam natychmiast naprawić swój błąd. Poszłam do swojego pokoju i dokładnie zamknęłam drzwi. Najciszej jak umiałam zadzwoniłam do osoby, która w tym momencie mogłaby cokolwiek zdziałać. Aby tylko jej się posłuchała i cokolwiek zrobiła ze swoim życiem byłam w stanie zaakceptować to, że jej zdanie jest dla niej ważniejsze do mojego. Miałam tylko nadzieję, że mój plan wypali bo w przeciwnym razie byłoby bardzo źle.
Każdy jej dzień wyglądał tak samo a mnie od patrzenia na nią bolało serce. Wiedziałam, że ja tutaj nic nie pomogę. Znam tylko jedną osobę, która może tutaj cokolwiek zmienić. Wahałam się aby wcielić swój plan w życie bo miałam nadzieję, że coś się zmieni, ale po tym jak nawet nie zareagowała na mój monolog postanowiłam natychmiast naprawić swój błąd. Poszłam do swojego pokoju i dokładnie zamknęłam drzwi. Najciszej jak umiałam zadzwoniłam do osoby, która w tym momencie mogłaby cokolwiek zdziałać. Aby tylko jej się posłuchała i cokolwiek zrobiła ze swoim życiem byłam w stanie zaakceptować to, że jej zdanie jest dla niej ważniejsze do mojego. Miałam tylko nadzieję, że mój plan wypali bo w przeciwnym razie byłoby bardzo źle.
• • • • •
Zacznę od tego co wydarzyło się w przeciągu tego tygodnia. Real Madryt po raz 11 wygrał Ligę Mistrzów!! Czy to nie jest cudowne?! Jasne, że jest. Ten mecz był wspaniały, o wyniku nie wspomnę. Gdy zapadła decyzja o karnych wiedziałam, że będzie to jedna wielka loteria, dlatego jeszcze bardziej to przeżywałam. Ale wygrali. Kochani. Najwspanialsi ♥ Niezapomniany wieczór, niesamowite emocje.
Mamy 7 rozdział. Już 7, ale jak patrzy się na to co do tej pory się wydarzyło to nie wiem czy to dużo czy mało. O tym już zdecydujecie wy. Lia pozbiera się i wróci do normalnego życia? Co wymyśliła kochana przyjaciółka? Jak będzie wyglądało jej dalsze życie?
Zapraszam i czekam na komentarze, których przy każdym rozdziale jest bardzo dużo, za co swoją drogę serdecznie dziękuję.
Miłego weekednu :*
Żal mi Lii... musi się pozbierać, musi zacząć normalnie funkcjonować... no po prostu musi ;(
OdpowiedzUsuńMam przeczucie, że tym planem jest Sebastian? Mam nadzieję, że przyjedzie, kopnie ją w zadek, każe się jej ogarnąć, a ona zakochana po uszy będzie mu posłuszna xD
Ja z kolei zmartwiłam się, że Aletico przegrało, no ale taki jest sport. Ktoś musi przegrać, aby inny mógł wygrać.
Czekam z niecierpliwością na nowość!
Całusy, Molly :*
Lia na pewno straciła całą chęć do życia i wcale jej się nie dziwię, ale taka jest prawda że powinna zrobić coś ze swoim życiem. Fran stara się jak może, ale jeśli ona nie chce go samą ni nie zrobi. Zobaczymy jak potoczy się jej plan i czy pomoże czy jeszcze bardziej zaszkodzi w obecnej sytuacji.
UsuńDziękuję za komentarz i czekam aż u Ciebie pojawi się coś nowego.
Lia musi się pozbierać, innej opcji nie widzę! przy chorobie tego typu nie wolno się poddawać, dzisiejsza technologia pozwala w większości przypadków z tego wyjść... tym bardziej, że to początkowe stadium...
OdpowiedzUsuń"Życie jest niesprawiedliwe." tak bardzo się zgadzam...
Fran pewnie zadzwoniła po naszego Sebka, który znajdzie sposób, aby Lia odnalazła chęci do życia!
życzę weny i pozdrawiam :*
To, że przechodzi zalanie nie wróży jej najlepiej. Tylko jeszcze bardziej się pogrąża w rozpaczy. Z racji tego, że to początek choroby powinna jak najszybciej zacząć walczy ze wszystkich sił. Jednak tak się nie dzieje. Calowicie jest pogrążona w rozpaczy.
UsuńJuż niedługo dowiemy się jaki pomysł ma Fran.
Dziękuję i całuje 😍
Hello 💜
OdpowiedzUsuńWpadłam dzis przez przypadek na tego bloga i przeczytałam wszystko od początku. Ogólnie rzecz biorąc myślę że opowiadanie naprawdę super się rozwija. Oby tak dalej skarbie!! Mogłabyś mnie informować o nowych rozdzialach? Byłabym ci bardzo wdzięczna ;)
Ps. Zauważyłam że nie masz żadnej zakładki gdzie mogłabym podać ci link do siebie;( może powinnaś założyć takie coś? Było by naprawę dobrze ;*
Chciałabym cię zaprosić do siebie na opowiadanko o Fransie ~ tegorocznym reprezentancie Szwecji na Eurowizji 😉 Liczę na opinie z twojej strony. Byłoby mi bardzo miło ;**
MIŁEGO DNIA 😻😻😚😚
Jejku bardzo dziękuję :*
Usuńsą zakładki, zarówna ta z reklamą jak i ta z prośbą o informowanie.
http://ostatnie--spojrzenie.blogspot.com/p/reklama.html
http://ostatnie--spojrzenie.blogspot.com/p/informowani.html
Tutaj masz linki ;) ale w wolnej chwili wpadnę.
Miłej soboty :*
Witam! :*
OdpowiedzUsuńKochana... Rozdzial jest cudowny! :*
Tylko... Jest mi smutno z powodu naszej bohaterki... Tak, smutno... Mam nadzieje, ze jakos to przelknie...
jak widzimy z jej samopoczuciem nie jest najlepiej. Jak to choroba może zmienić życie...
Usuńdziękuję za komentarz :)
Jestem!
OdpowiedzUsuńO Boziu... rozdział świetny, ale strasznie smutny.
Szkoda mi naszej bohaterki, bo taka choroba to niemal wyrok. Mam nadzieję, że jednak się nie podda, że będzie walczyć. Oby z tego wyszła. Innej opcji wydarzeń nie przyjmuję :)
Weny!
Buziaki :**
Istnieją nowoczesne techniki leczenia, tylko najgorsze jest to, że ona nic nie robi. Leży i jedynie myśli. Gdyby wróciła do pracy, normalnego życia byłoby jej na pewno łatwiej.
UsuńDziękuję za kolejny komentarz :*
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, zacznę od tego, że kolejny raz serwujesz nam cudny rozdział. Naprawdę!
Lia.... jejku, tak mi szkoda tej dziewczyny..
Białaczka nie jest lekką chorobą i będzie jej musiała się postawić.
Mam jednak nadzieję, iż całą energię życia utraciła, a to bardzo źle...
Fran ratuj sprawę!
Sebastian potrzebny od zaraz.
Chyba chłopak może tu jedynie coś zdziałać. Takie mam przeczucie :)
Tak 11 puchar Ligii Mistrzów jest nasz!!
Ogromnie się cieszę do tej pory!
Kiedy były karne, zamarłam, a gdy Cristiano wbił tego 5! Wow, wielka euforia!!
Czekam na kolejny rozdział!
Buziaki ;***
dziękuję :)
Usuńmyślisz, że posłucha się obcego faceta? bo mimo wszystko oni praktycznie się nie znają. A jak Lia nie chce słuchać nawet najlepszej przyjaciółki to może być trudno.
to było niesamowite, chociaż szczerze powiem, że już się bałam że Ronaldo przesadzi i przestrzeli, ale na szczęście tak się nie stało. Wykonał go perfekcyjnie chociaż w meczu wiele nie pokazał. Jednak najważniejsze jest to, że mamy 11 puchar ♥
do zobaczenia :*
O matko, nie było mnie tu tyle czasu, a tu co? Dlaczego?
OdpowiedzUsuńStrasznie mi szkoda Lii, ale mam nadzieję, że się pozbiera. W końcu nie jest sama, na przyjaciółkę, która na pewno będzie ją wspierała w chorobie.
Musi walczyć, innej opcji nie widzę.
Czekam niecierpliwie na kolejny!
Ściskam ;*
też bym wolała aby od początku zaczęła walczyć, ale trudno być twardym i stanowczym w takiej sytuacji. W końcu to choroba zagrażająca jej życiu.
UsuńDziękuję za komentarz :*