piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział 10

Obudziłam się z wielkim uśmiechem na twarzy. Jednym ruchem wyskoczyłam z łóżka i szczęśliwa odsłoniłam jasne rolety. Promienie słońca poraziły mnie w oczy, ale to sprawiło tylko, że uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Otworzyłam okno na szeroko, zamknęłam oczy i zwróciłam twarz w stronę słońca napawając się ciepłem i świeżym powietrzem. Spojrzałam w duże lustro, które wisiało obok biurka i zobaczyłam osobę, której dawno już nie spotkałam. Uśmiechniętą brunetkę, ubraną w jasną, letnią piżamę, która emanowała chęcią i zapałem do życia. Związałam włosy w luźnego koka i jeszcze raz uważnie się sobie przyjrzałam. Wyglądałam lepiej rano, niż kilka dni temu w środku dnia. Chwyciłam telefon leżący na biurku sprawdzając czy przez noc nie dostałam żadnej wiadomości lub powiadomienia. Nic takiego nie ujrzałam, dlatego ruszyłam w kierunku drzwi. Chwilę przed tym jak chwyciłam klamkę odwróciłam się i uważnie prześledziłam wzrokiem całe pomieszczenie. Jak się zmieni nastawienie do życia, a może jednak, jak ktoś ci je zmieni świat staje się lepszy. Dotychczas ponure i przygnębiające pomieszczenie, stało się bardzo jasnym i ciepłym miejscem.
Ruszyłam w stronę kuchni, do której doprowadził mnie smaczny zapach szykowanego jedzenia. Fran, jak zawsze o tej porze w piżamie, uporczywie próbowała przygotować zdrowe śniadanie. Jednak nie była sama. Gdy weszłam do kuchni, pierwsze co zobaczyłam to uśmiech Sebastiana. Poczułam, że chciałabym aby było tak codziennie do końca mojego życia, nie ważne ile miałoby ono trwać. Widziałam go już kilka razy jednak nadal reagowałam tak samo jak na samym początku naszej znajomości. Momentalnie zrobiło mi się ciepło. Nie było wcale tak późno a on już tutaj był. Byłam ciekawa o której przyszedł. Widać było, że świetnie się dogadują z Fran, aż miło się na nich patrzyło. Śniadanie było przepyszne. Dowiedziałam się tylko tyle, że to pomysł Vettela, ale nie może zdradzić mi przepisu.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy jak spędzimy ten dzień. Fran od razu powiedziała, że z kimś się umówiła i niestety nie możne z nami iść. Czy ona nie jest kochana? Jesteśmy skazani tylko na siebie. Wspólnie szybko doszliśmy do porozumienia i stwierdziliśmy tylko, że będziemy improwizować.
Tego dnia spędziliśmy trochę czasu w domu, byliśmy na długim spacerze oraz na obiedzie w jednej z moich ulubionych restauracji. Omówiliśmy chyba każdą historię z naszego życia. Rozmawiało nam się rewelacyjnie i nawet nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał. Zawsze gdy z nim byłam godziny zamieniały się w sekundy i biegły stanowczo za szybko. Po obiedzie mieliśmy zamiar iść jeszcze do jednego z okolicznych parków, ale źle się poczułam i Sebastian postanowił, że w takim stanie muszę wrócić do domu. Fran rzeczywiście gdzieś wyszła, co ogromnie mnie zdziwiło, a my obejrzeliśmy dwa filmy. Jeden wybrałam ja, drugi Vettel. Zbytnio się od siebie nie różniły. Tematycznie były bardzo podobne co oznaczało, że mamy podobne gusta. Na noc znów poszedł do hotelu i ponownie nie było mi łatwo pozwolić mu odejść. Wiedziałam, że jutro znów się spotkamy, tylko czy ten dzień również będzie tak miły jak ten dzisiejszy? W końcu mieliśmy iść do lekarza, a to z reguły nie jest najprzyjemniejszy sposób spędzania dnia. Nawet z kimś takim jak Sebastian.
Zmęczona i zdyszana wybiegłam z budynku z impetem otwierając drzwi. Przed sobą zobaczyłam uśmiechniętego blondyna siedzącego na białej ławce i z zaciekawieniem wpatrującego się w chodnik przed sobą. Uśmiechnęłam się na jego widok. Nigdy nie nacieszę się jego obecnością, jego pięknymi oczami i olśniewającym uśmiechem.
- Wiem, spóźniłam się, przepraszam. - wydukałam chowając klucze do torebki. Niemiec powoli podniósł głowę i uważnie mi się przyjrzał.
- Ładnie wyglądasz - szeroko się uśmiechnął a ja zaczęłam się śmiać. Wstał i podarował buziaka w policzek na przywitanie. Od kiedy byliśmy tak blisko? Poznałam go kilka tygodni temu i łączyło nas już coś tak wielkiego? - Jedziemy? - zapytał gdy stałam przez chwilę i tylko się na niego patrzyłam.
- Tak, jasne. - oddałam mu kluczyki aby przekonać się jak to jest jechać samochodem z mistrzem świata formuły 1. Początkowo nie chciał się zgodzić i upierał się, że jeździ tak jak każdy, ale po chwili uprosiłam go i wsiedliśmy do pojazdu. Jego słowa szybko okazały się kłamstwem. Jeździ cudownie, nieziemsko, niewiarygodnie płynnie, aż miło się podróżowało. Nawet do takiego miejsca.
- Sebastian - powiedziałam ze smutkiem w głosie spoglądając na mężczyznę - Nie zostawisz mnie? - Vettel spojrzał na mnie jakby nie dowierzał w to co do niego mówię.
- Oczywiście, że nie. Jak możesz nawet tak myśleć? - ponownie ujrzałam błękitne, świecące tęczówki pełne współczucia, ale też wsparcia. Delikatnie ujął moją dłoń. Uśmiechnęłam się na jego słowa i gest.
Siedzenie na korytarzu, gdy obok był Sebastian wydawało się milsze. Bardzo stresowałam się tym spotkaniem, ale nie przejmowałam się tak jak za pierwszym razem. Jego obecność mnie uspokajała. Razem weszliśmy do gabinetu lekarza. Mężczyzna w białym fartuchu uśmiechnął się w geście przywitania. Gdy zobaczył Sebastiana lekko spoważniał.
- Widzę, że przy boku męża jest pani o wiele szczęśliwsza. - spojrzałam na Vettela a on na mnie i tylko się do siebie uśmiechnęliśmy. Z nieznanych powodów żadne z nas nie zaprzeczyło. - Jednak byłoby znacznie lepiej gdyby znalazła pani kilka minut i przyszła na wcześniejszą umówioną wizytę. - Sebastian spojrzał na mnie ze złością i niedowierzaniem. Lekarz też nie był szczęśliwy. Wiedziałam, że takie stwierdzenie padnie, ale nie sądziłam, że tak szybko.
- Przepraszam. - wyszeptałam, ale nikt chyba tego nie usłyszał. Sebastian był zły. Nawet bardzo.
U lekarza spędziłam więcej czasu niż poprzednio. Blondyn mało się odzywał. Specjalista przepisał mi leki, które kosztowały majątek, ale dzięki nim mogłam normalnie funkcjonować. Musiałam również co tydzień stawiać się w szpitalu aby przyjmować kolejne medykamenty. Omówiliśmy również kolejne działania. Cały czas używał nazw, których kompletnie nie rozumiałam, ale wyglądało na to, że na razie skupiamy się na lekach. Jednak cały czas bałam się, że czeka mnie przeszczep szpiku. Dam radę. Jestem silna. Pokonam to.
- Proszę regularnie brać leki, nie przemęczać się i przychodzić na spotkania. - powiedział lekarz gdy wychodziliśmy już z gabinetu. Oboje krzywo się uśmiechnęliśmy. - Proszę jej pilnować. - zwrócił się do Sebastiana już trochę ciszej.
- Na pewno to zrobię.- Podali sobie dłonie i wyszliśmy.
Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało, ale w końcu postanowiłam to przełamać chociaż wiedziałam, że zaraz skarci mnie za to, że nie przyszłam na wizytę.
- Dziękuję. Za wszystko. - powiedziałam gdy doszliśmy do samochodu. Sebastian spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Przytuliłam go. Bez chwili zastanowienia. Nie odwzajemnił jednak mego gestu więc odsunęłam się.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego koniecznie chcesz mnie zostawić? Zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym, a ty nawet nie możesz udawać, że ci zależy. - oczy Vettela odwzorowywały jego ból. Po jego słowach chciało mi się płakać, jednak powstrzymałam się i opowiedziałam mu dlatego nie poszłam na to cholerne spotkanie.- Obiecaj, że więcej się to nie powtórzy. - uśmiechnęłam się w geście potwierdzenia. Był zły, ale zrozumiał mnie. Dlaczego on musi być taki niesamowity? Jednak inne pytanie cały czas przysłaniało mi wizję dzisiejszego popołudnia. Dlaczego on musi już jechać? Znów zostawi mnie samą. Pojedzie na drugi koniec świata beze mnie.

• • • • •
Od dzisiaj oficjalnie mamy wakacje :D życzę wszystkim wspaniałego wypoczynku, dużo przygód i leniuchowania. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnicie o historii Lii i Sebastiana bo jak na razie mam plan aby nadal, regularnie pojawiały się kolejne rozdziały.
Sebastian ponowie pokazał jaki jest kochany w stosunku do Lii, ciekawe jak będzie dalej.
Do zobaczenia :*

wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 9

Ujrzałem niewielkie pomieszczenie, w którym zaskakująco panował porządek. Wszystko idealnie stało na swoich miejscu. Rozejrzałem się niepewnie po pokoju i zrobiłem kilka kroków w kierunku łóżka. Lia wydawała się być jeszcze szczuplejsza i przede wszystkim słaba. Leżała tyłem do mnie wpatrując się w okno. Była tak bezbronna, smutna i bezsilna.
- Mogłabyś być milsza - powiedziałem cicho w odpowiedzi na jej słowa przywitania.
Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Lia natychmiast się odwróciła i z niedowierzaniem lustrowała mnie wzrokiem. Jej oczy były czerwone i zmęczone. Na pewno powodem były łzy, które wypłakała w swoją poduszkę. Nagle na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech a w jej oczach zagościł płomyk szczęścia i ulgi. Poczułem, że jest mi wdzięczna za to, że tu jestem. Otarła twarz i poderwała się z łóżka nerwowo poprawiając włosy. Bez żadnego słowa podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Jej dłonie mocno oplatały moją sylwetkę. Bez najmniejszego zastanowienia objąłem ją a ona ponownie zaczęła płakać. Czule pogłaskałem ją po plecach, jednym ruchem dłoni przejechałem po jej długich, ciemnych włosach. Podjąłem najlepszą decyzję jaką mogłem. Z każdą chwilą robiła się spokojniejsza i z większą swobodą i czułością wtulała ciało w moje. Cieszyłem się, że tu jestem, że mimo tak strasznych okoliczności jesteśmy razem. Bardzo się za nią stęskniłem. Byłem wdzięczy, że ją poznałem i że mimo tak krótkiej znajomości zmieniła mnie i moje życie.
- Sebastian, dziękuję - moje imię wypowiedziane z jej ust brzmiało niewiarygodnie seksownie. Uśmiechnąłem się a całe zmęczenie spowodowane długą podróżą wyparowało.
Siedzieliśmy na przeciwko siebie, w bezpiecznej odległości. Lia opowiedziała mi wszystko o swojej chorobie. Uważnie wysłuchałem jej wypowiedzi. Miałem ochotę mocno nią potrząsnąć aby wróciło jej racjonalne myślenie.
- Jak widzę twoją aktualną chęć do życia to cieszę się, że przyjechałem. Nie możesz się tak zachowywać. Nie możesz się tak zwyczajnie poddać. Nie możesz nam tego zrobić. Nie możesz nic nie jeść! Nie chodzić do pracy! Nie rozmawiać z ludźmi! Nie możesz leżeć i tylko gapić się w sufit! Musisz walczyć dopóki możesz bo z każdym dniem będzie coraz trudniej. Musisz pokazać, że jesteś silna i z tym wygrasz. Zacząć normalnie żyć. Razem z Fran zrobimy wszystko, aby ci pomóc. Zrozum to. Za bardzo nam na tobie zależy aby cię zostawić. To, że jesteś chora niczego nie zmienia. Zrobimy wszystko aby cię wspierać i też dlatego tutaj jestem. Myślisz, że przyjechałem po to aby patrzeć jak leżysz i płaczesz?! Nie pozwolę na to! Dzięki nowym metodom można wyleczyć się ze wszystkiego tylko trzeba zacząć chcieć. - Lia przez cały czas wpatrywała się we mnie i z uwagą słuchała każdego słowa. - Kiedy masz ustaloną wizytę u lekarza? - zapytałem już nieco spokojniej.
- Za dwa dni. - odpowiedziała cicho i potulnie jak małe dziecko, które przez chwilę zostało skarcone przez rodziców.
- Pójdę tam z tobą - zrobiłem chwilę przerwy. - Będę przy tobie. - Złapałem delikatnie za jej dłonie i ponownie spojrzałam w jej zapłakane oczy. Wytarłem kolejną samotną łzę, która właśnie spływała jej po policzku.
- Dziękuję. Dziękuję za wszystko. - do jej oczu wróciła ta radość i szczęście, które ujrzałem kilka tygodni temu. To była ta Lia, którą poznałem. Miałem tylko nadzieję, że tak zostanie.

• • • • •

Ciche i delikatne pukanie do drzwi przypomniało mi jak bardzo z nikim nie chce rozmawiać. Miałam nadzieję, że przez niemiłą odpowiedź otrzymam spokój i moja przyjaciółka po raz kolejny nie wejdzie do pokoju z tacą z jedzeniem. Jednak to nie pomogło i po chwili drzwi powoli się otworzyły. Nawet nie drgnęłam, ze skupieniem wpatrywałam się w życie za oknem.
Usłyszałam znajomy i tak upragniony głos. Sebastian! Serce zaczęło bić w niewiarygodnym tempie a po plecach przeleciał przyjemny dreszcz. Poczułam zapach jego męskich perfum. Dokładnie taki sam jak na naszej wspólnej kolacji. Bałam się odwrócić, żeby jego obecność nie okazała się wytworem mojej wyobraźni. Po zebraniu wystarczającej ilości odwagi zwróciłam się w stronę drzwi. Stał tam. Naprawdę tam stał. Poczułam jak ciepło rozpływa się wewnątrz mojego ciała. W tym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Nie liczyła się żadna choroba, ostatnie dni, nic. Tylko on. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Przetarłam twarz w nadziei, że będę wyglądać lepiej. Nie powstrzymałam emocji, które towarzyszyły mi odkąd usłyszałam jego głos i przytuliłam go. Wtulona w jego ciało ponownie zaczęłam płakać. Wiedziałam, że o wszystkim wie, a mimo tego nie uciekł, nie urwał kontaktu,nie zachował się tak jakby zachowało się większość facetów. Przyjechał żeby mnie wspierać. Mój rozum nie pojmował potęgi uczucia jakim go darzyłam.
Uważnie wsłuchiwałam się w to co ma mi do powiedzenia. Nie krzyczał, ale jego głosy był stanowczy. Miał rację. To, że będę leżeć w łóżku nic nie da, jedynie mogę szybciej pożegnać się z życiem, ale nie chce tego, szczególnie, że mam przy sobie tak ważne osoby. Nie mogłam zawieść Sebastiana. Musiałam się zebrać w walczyć, ale mimo to, uważałam, że prędzej czy później umrę.
Vettel obiecał, że pójdzie ze mną do lekarza. Niestety nie powiedziałam mu, że to druga wizyta. Na pierwszą nie poszłam.
Resztę dnia spędziliśmy na rozmowie. Chciałam się nacieszyć jego obecnością bo niedługo będzie musiał jechać na kolejny wyścig albo nie będzie chciał mnie znać po tym jak dowie się, że nie poszłam do lekarza. W najgorszym wypadku rozstaniemy się gdy pożegnam się z życiem, ale tego nie chciałam mu mówić, ponieważ nie byłby zadowolony, że nadal zakładam tylko jeden scenariusz.
Nie wspomnieliśmy o chorobie. Rozmawialiśmy całkowicie naturalnie czując się swobodnie w swoim towarzystwie. Kieorwca po raz kolejny tłumaczył mi część zasad Formuły 1. Ten sport, po tym jak go poznałam okazał się bardzo interesujący.
Gdy ma się przy sobie takiego człowieka jak Sebastian nie można być smutnym. On jest jak promienie słońca, które sprawiają, że dzień staje się lepszy.
Siedzieliśmy razem z Fran w salonie. Śmialiśmy się i razem, w miłej atmosferze spędziliśmy czas. Włoszka kilka razy powtarzała, że cieszy się z tego, że znów może widzieć mnie uśmiechniętą i nawet przeboleje to, że to dzięki kierowcy. Vettel nie wyglądał na znudzonego albo zażenowanego, chyba że naszą głupotą. Było naprawdę uroczo. Brakowało mi takiego sposobu spędzania czasu i był on na pewno lepszy od leżenia w łóżku.
- Sebastian, kto jeszcze wygrał wyścig w Kanadzie? - zapytała nagle Fran. Jej pytanie nie było powiązane z tematem, na który aktualnie rozmawialiśmy. Spojrzałam na Vettela a on z uśmiechem spojrzał na mnie.
- Grand Prix Kanady wygrała tylko jedna osoba. - uprzedziłam odpowiedź kierowcy. Fran zrobiła naburmuszoną minę, że mamy z niej ubaw. Z nieznanych powodów byłam dumna z tego, że to on wygrał ten wyścig.
- Na podium był też Rosberg i Ricciardo. - Włoszka zamyśliła się przez chwilę a my ponownie wróciliśmy do poruszonego wcześniej tematu.
- A który to brunet? - Fran nagle powróciła do rzeczywistości i znów nam przerwała. Zaczynałam zastanawiać się czy to, że do niej przyszliśmy było dobrym rozwiązaniem. Może jakbyśmy siedzieli sami w moim pokoju dzisiejsze spotkanie zakończyłoby się całkowicie inaczej. Chociaż z drugiej strony nie chciałaby aby potoczyło to się tak szybko. Co ma się stać i tak się stanie, a stracenie kontaktu z Niemcem nie wchodziło w grę.
- Daniel - odpowiedział spokojnie przeczuwając co się święci. Mówiłam mu o tym jaka jest Fran. Co potrafi zrobić i jak się zachować. - Ricciardo - dopowiedział jak zorientował się, że nie załapała o kogo chodzi.
- Fran! - krzyknęłam gdy również domyśliłam się co spotka biednego kierowcę. Przyjaciółka uśmiechnęła się cwaniacko, jednak do samego wieczoru nie zadała ani jednego pytania na jego temat.
Było już bardzo późno, Fran spała już od kilku godzin a Sebastian zbierał się do wyjścia. Mimo wytoczonych przeze mnie wszystkich argumentów na jakie zdołałam wpaść aby przenocował u nas, ten nadal upierał się przy swoim. Wiedziałam, że jutro znów się spotkamy jednak było mi bardzo smutno. Chociaż powinnam się cieszyć ponieważ nie zdarzyło się jeszcze abyśmy widzieli się dwa dni pod rząd. Moje stosunki z Vettelem są bardzo skomplikowane i nie miałam pojęcia jak to zmienić.
Ze smutkiem odprowadziłam go do drzwi. To tylko kilka godzin a mi pękało serce. Sebastian najwyraźniej to widział, dlatego mocno mnie przytulił. Za każdym razem jak to robił traciłam grunt pod nogami. Ale...przecież my nie jesteśmy razem.
Poszedł. Dopiero. W końcu. Już. Niestety. W moim ciele panowały dwa odmienne uczucia. Smutek z tego, że odszedł i szczęście z tego, że był. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że jednak bardziej cieszę się z tego że był.


• • • • •
Hej. To znowu ja :D Rozdział trochę później, ale to tylko dlatego, że miałam problemy z internetem.
Ja od dzisiaj mam już wolne. Oceny już wystawione. Zdaję. Mam nadzieję, że wy również. Niestety będę musiała przesiedzieć w tej szkole wszystkie lekcje ponieważ mam 100% frekwencji. Powiem tylko tyle, że to jest całkowicie bez sensu bo lekcje z każdą godziną stają się coraz nudniejsze. Ale myślmy pozytywnie. Jak spotkamy się za tydzień będą już wakacje.
Całuję i życzę miłego ostatniego tygodnia szkoły.

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 8

- Cześć, co słychać? - usłyszałam w słuchawce radosny głos mężczyzny. Odebrał zaskakująco szybko.
- Mam sprawę - zaczęłam aby jak najszybciej powiedzieć mu o co chodzi, żeby dziewczyna niczego nie usłyszała. - Chodzi o Lię - wyznałam, ale nie wiedziałam co powiedzieć dalej.
- Coś jej się stało?! - zdenerwował się Niemiec.
- Na początek powiem ci tylko tyle, że jej zdrowie psychiczne jest bardzo złe. Próbowałam wszystkiego, ale nic nie pomaga. Stwierdziłam, że jedyną osobą która może jej pomóc jesteś ty. - Błagałam w myślach aby nie zapytał dlaczego jest z nią tak źle.
-  Co się z nią dzieje? - w jego głosie było słychać zmartwienie i troskę. Martwił się o nią, czyli nie była mu taka obojętna. To było takie urocze, ale teraz nie było to najważniejsze.
- Całe dnie leży w łóżku, patrzy się w sufit albo śpi. Nic nie je. Nie wychodzi z domu. Nie chodzi do pracy. Błagam tylko ty możesz jej pomóc - przez chwilę się nie odezwał.
- Będę najszybciej jak się da. Zadzwonię jak będę na lotnisku.
Z serca spadł mi wielki kamień. Wierzyłam w to, że razem pomożemy jej stanąć na nogi. Byłam mu bardzo wdzięczna za to, że tak się poświęca dla obcej dziewczyny.
Następnego dnia, jak tylko dostałam wiadomość od Sebastiana pojechałam na lotnisko. Nie musiałam długo czekać. Był uśmiechnięty jednak jego oczy były przepełnione troską. Z małym plecakiem, który pewnie był pakowany w niezwykłym pośpiechu przywitał się buziakiem w policzek. Już podczas pierwszej rozmowy bardzo go polubiłam. Fajny gość, idealny dla mojej przyjaciółki.
- Dziękuję, że przyjechałeś - powiedziałam gdy szliśmy do pojazdu.
- Nie ma sprawy. Nie mogłem postąpić inaczej. - Byłam szczęśliwa, że Lia poznała kogoś takiego. On jest naprawdę słodki i uroczy. Gdyby nie Lia, to kto wie...ale nie mogę tego zrobić najlepszej przyjaciółce i lepiej będzie jak przestanę o tym myśleć.
- Dlaczego ona się tak zachowuje? - zastanawiał się Vettel a ja przystanęłam zastanawiając się czy mi wyznać prawdę. Chyba powinien wiedzieć. Komu jak komu, ale jemu można ufać.
- Lia ma białaczkę. Dowiedziała o tym kilka dni temu i od tamtego czasu zachowuje się tak jak się zachowuje. - Sebastian zatrzymał się z wrażenia i stał dwa kropi przede mną. Strasznie go to zszokowało. Widziałam przerażenie w jego oczach, ale starał się tego nie okazywać.
- Jakie są rokowania? – Za te słowa miałam wielką ochotę go przytulić. Wiedział, że nie może okazać słabości bo przyjechał tutaj aby wspierać a nie rozpaczać.
- To dopiero początki. Jest duża szansa, że z tego wyjdzie, ale najpierw musi zacząć coś robić - westchnęłam a on delikatnie przeciągnął ręką po moich plecach w geście wsparcia. Jechaliśmy na tym samym wózku i musieliśmy sobie pomagać. Wierzyć i dopingować Lię. Postanowiłam ożywić trochę atmosferę.
 - Podoba ci się, co? - musiałam o to zapytać chociaż dobrze wiedziałam jaka jest odpowiedź i nawet jeśli zaprzeczy wiedziałam, że to nieprawda. Patrzyłam na niego z wielkim uśmiechem a on lekko się speszył i patrzył w ziemię. Podniósł głowę i z pytającym wzrokiem spojrzał na mnie. Pokiwałam głową zapewniając go, że może mi ufać.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - Sebastian uśmiechnął się szeroko a ja zaczęłam się śmiać - Już w Kanadzie wiedziałem, że nie jest zwykłą dziewczyną. Jest niesamowita - kontynuował jeszcze przez chwilę dopóki mu nie przerwałam. Zdziwiłam się, że może tak długo mówić. Nie spodziewałam się tego po nim, ale najwyraźniej Lia była dla niego kimś ważnym.
- Ktoś tu się nieźle zakochał - uśmiechnęłam się na myśl jak szczęśliwa może być Lia dzięki niemu.
- A ona coś o mnie mówiła?- Oboje zachowywali się jak małe dzieci. To zdecydowanie nie był mój styl relacji z facetami.
- Tak. Bardzo jej się podobało to ostanie spotkanie. Naprawdę cię polubiła.
Przed wejściem do mieszkania ostrzegłam go, że dziewczyna nie wygląda zbyt atrakcyjnie i żeby nie brał wszystkich jej słów do siebie bo nie ma najlepszego humoru.

• • • • •

Po telefonie od Fran natychmiast rzuciłem wszystko i zacząłem się pakować. Nie miałem dużo rzeczy przy sobie, ponieważ prze te kilka lat nauczyłem się organizacji i wiedziałem co tak naprawdę będzie mi potrzebne. Do niedużego plecaka spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i pobiegłem do pokoju Lewisa aby poprosić go o przysługę. Z kierowców tylko my zostaliśmy w hotelu. Reszta już dawno pojechała do swoich rodzin albo na ważne biznesowe spotkania. Nerwowo zapukałem do drzwi. Brytyjczyk przywitał mnie z telefonem w dłoni. Zawsze się zastanawiam czy on potrafi bez niego żyć. Bez słowa wpuścił mnie do pokoju.
- Cześć mam sprawę. - powiedziałem nerwowo. Hamilton usiadł na dwuosobowym łóżku i z zaciekawieniem mi się przyglądał. Na torze jesteśmy zmuszeni ze sobą rywalizować ale w prywatnym życiu dobrze się dogadujemy. Lubię tego gościa mimo tego, że jest jaki jest. Preferujemy całkiem inny styl życia, ale to chyba właśnie to sprawia, że potrafimy ze sobą rozmawiać. Wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć i prosić go o wszystko. Jakie to życie może być nieprzewidywalne. Gdy przyszedłem do Formuły Hamilton wydawał mi się największym egoistą w stawce i starałem trzymać się jak najdalej od niego. A teraz jest jednym z kierowców, z którymi łączy mnie bliższa relacja. Lubiłem go. Na serio go lubiłem.
- Pamiętasz tą dziewczynę z Kanady? - Lewis pokiwał głową. - Potrzebuje mnie. Muszę jak najszybciej do niej lecieć. Tylko ona mieszka w Stanach. - Hamilton popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Kogo, jak kogo, ale akurat jego pokonywanie tysiąca kilometrów w ciągu 24 godzin nie powinno dziwić.
- Jeśli chodzi o samolot to nie ma problemu, mogę ci pożyczyć - zaproponował mistrz świata jakby mówił o długopisie.
- Nie, nie o to chodzi - zarzuciłem plecak na jedno ramie - Czy mógłbyś zabrać moje rzeczy do Japonii? Nie jest ich dużo, ale nie chce ich wozić aż do Stanów.
- Nie rozumiem cię, ale nie ma problemu. - Dałem mu klucz od swojego pokoju, uścisnąłem i pobiegłem na samolot. W taksówce sprawdziłem, o której jest najbliższy lot. Był za niecałe 30 minut, więc przy odrobinie szczęścia powinienem zdążyć.
Siedząc w samolocie napisałem SMS do Fran i do Lewisa. Dziewczyna odpisała niemal natychmiast, za to na odpowiedź kolegi musiałem czekać dobre kilka minut. Cały czas ma telefon w ręku, ale nie ma czasu aby odpisać. Co za człowiek.
Chciałem zdrzemnąć się chociaż na chwilę, ale nawet muzyka mi w tym nie pomogła. Cały czas zastanawiałem się co stało się tej drobnej, niewinnej osobie. Snułem różne przepuszczenia co mogło być powodem takiego zachowania. Ktoś ją zranił, a może coś złego stało się w pracy. Koniecznie musiałem to wyjaśnić. Ale jedyne co było w tej chwili dla mnie najważniejsze to aby pokazać jej, że ją wspieram, że bardzo mi na niej zależy i że jest całkowicie inna niż każda dziewczyna.
Wyczerpany i zestresowany szedłem w kierunku Włoszki, z którą już mam bardzo dobry kontakt.
Gdy dowiedziałam się co tak na prawdę jest Lii szczęka bezwładnie mi opadła. Jak to możliwe? Nie wierzyłem w to co przekazała mi jej przyjaciółka. Przez dłuższy czas nie mogłem wrócić do rzeczywistości. Jednak nie mogłem pokazać słabości. Musiałem być twardy za mnie i przede wszystkim za Lię. Potrzebowała mojego wsparcia i musiałem je jej dać.
Po wejściu do mieszkania dziewczyn plecak postawiłem zaraz za drzwiami. Spojrzałem na Fran, która ruchem ręki wskazała mi pokój brunetki.
- Jak coś będę w kuchni - wyszeptała a ja jedynie posłałem jej uśmiech - Powodzenia. - po chwili znikła z zasięgu mojego wzroku a ja jeszcze raz przemyślałem jak mniej więcej ma to wyglądać. Podszedłem do białych drzwi i delikatnie zapukałem. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Powtórzyłem czynność.
- Czego chcesz? - usłyszałem niby słaby, ale stanowczy głos. Uśmiechnąłem się na myśl kolejnej kłótni dziewczyn. Delikatnie nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi.

• • • • •
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Kolejny rozdział. Kolejny etap życia, znajomości. Tym razem ukazany z innej perspektywy. Mam nadzieję, że miło wam się go czytało i że tak samo jak ja cieszycie się tym piątkiem. Jutro weekend, formuła a już niedługo wakacje. Co prawda ja to już prawie mam wolne bo dzisiaj miałam ostatnią, zaplanowaną kartkówkę, więc prawie jestem wolna.
Miłego odpoczynku i do zobaczenia za tydzień :*

piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 7

Siedząc na twardym i niewygodnym krześle w gabinecie lekarza czułam niepokój. Obawiałam się tego czego się dowiem. Mężczyzna chodził po pomieszczeniu i z różnych szuflad i szafek wyciągał moje badania. Robił to niezwykle spokojnie i powoli. W końcu, z kilkoma kartkami w ręku usiadł naprzeciwko mnie. Przeprowadził krótką, tradycyjną rozmowę, która w moim mniemaniu trwała wieczność.
- Możemy przejść do sedna? - zapytałam opierając łokcie na biurku.
Irytowało mnie to rozciąganie w czasie. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Moje dotychczasowe dni były przesycone tym tematem i chciałam jak najszybciej to zmienić. Mężczyzna ze strachem popatrzył na mnie i jeszcze raz przejrzał ostatnie wyniki badań.
- Ostatnie badania potwierdziły, że... -  zrobił krótka przerwę, wziął głęboki oddech a moje serce zaczęło przyspieszać w nienaturalnym tempie. O tym, że te ciężkie dni staną się przeszłością mogłam już zapomnieć.
Moja nadzieja na to, że nic mi nie jest legła w gruzach. Z niepokojem czekałam na diagnozę.
- Ma pani białaczkę. - Wypowiedział jeszcze kilka słów, które jasno określały jej rodzaj, ale nie słuchałam. Całkowicie mnie zamurowało a moja szczęka bezwładnie opadła. Lekarz ze smutkiem i współczuciem mi się przyglądał. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, ale zacisnęłam zęby i postanowiłam się nie rozkleić. Jedyne co zrobiłam to schowałam twarz w dłoniach.
- Co teraz? - zapytałam łamiącym się głosem.
Umrę za rok czy już za kilka tygodni? To pytanie krążyło mi po głowie. Ile mi zostało? Ponownie schowałam twarz w dłoniach i cały czas nie wierzyłam w to co właśnie powiedział.
Dlaczego to zawsze ja mam cały czas pod górkę? W końcu gdy znalazłam potencjalną miłość swojego życia będę musiała się z nią rozstać. Jednak i w tym można znaleźć jakieś plusy. Z czystym sumieniem będzie można stwierdzić, że przeżyłam miłość do grobowej deski. Załamana patrzyłam na lekarza, który ewidentnie nie wiedział jak się ma zachować chociaż na pewno nie raz był w podobnej sytuacji. W końcu jest lekarzem.
- Spokojnie - delikatnie chwycił moją dłoń - to wczesne stadium. Nie musi się to skończyć tak jak pani zakłada.
Wytłumaczył mi podejrzewaną przyczynę, która nie była moją winą, sposób leczenia, który jednak nie wydawał się tak groźny jak w amerykańskich filmach i przebieg choroby, który w moim przypadku nie był tak drastyczny. Trochę mnie uspokoił, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiała dużo poświęcić i dużo przejść aby się tego pozbyć. Mimo miłych i wspierających słów doktora mój humor nie był najlepszy. Miałam ochotę znaleźć się już w swoim łóżku i zakopać się w pościeli z pudełkiem pysznych lodów. Umówiłam się na kolejną wizytę i szybko wyszłam z budynku. Dopiero wtedy pękłam. Całą drogę do domu widoczność przysłaniała mi mgła stworzona z moich łez. Moje policzki ani na sekundę nie robił się suche. Lekki makijaż rozpłynął się i jestem pewna, że nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie jednak całkowicie mnie to nie obchodziło. Szłam jak zahipnotyzowana prosto do domu.
W progu mieszkania przywitała mnie uśmiechnięta Fran, jednak gdy zobaczyła mój stan jej wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Rzuciłam torbę i klucze na podłogę i mocno ją przytuliłam. Stałyśmy tak dłuższą chwilę i szlochałam jej prosto w ramię. Poczułam się o niebo lepiej, ale zaciśnięte gardło sprawiało, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa.
- Mam białaczkę. - Powiedziałam gdy w miarę się uspokoiłam.
Fran odsunęła się na kilka centymetrów, przyjrzała mi się uważnie czy na pewno nie kłamię, a potem ponownie mnie przytuliła. Z moich oczu znów zaczęły płynąć hektolitry łez.
- Będzie dobrze. - Z czułością pogłaskała mnie po plecach. Nie pytała o szczegóły. Kazała mi iść do pokoju i odpocząć.
Ta wizyta tak mnie wykończyła, że zdrzemnęłam się na kilka minut. Obudziłam się dopiero, gdy moja przyjaciółka weszła do pokoju z jeszcze ciepłym obiadem. Popatrzyłam na nią i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Musisz coś zjeść! - podeszła do łóżka.
- Co to za różnica czy umrę teraz z głodu czy za pół roku na białaczkę? - Nie miałam ochoty nic robić. Ani jeść, ani rozmawiać, kompletnie nic.
- Żartujesz?! - Włoszka postawiła jedzenie na stoliku obok łóżka i wyszła. Dotarło do mnie, że sprawiłam jej przykrość. Jednak nie zrobiłam nic aby cokolwiek z tym zrobić.
Mijały kolejne minuty, godziny, dni a ja nadal wegetowałam w tej samej pozycji. Całe dnie leżałam w łóżku i wpatrywałam się w sufit lub spałam. Byłam kompletnie załamana i nie widziałam sensu w dalszym funkcjonowaniu. Jadłam bardzo rzadko. Dwa bardzo małe posiłki w ciągu dnia i to też na siłę. Nigdzie nie wychodziłam. Leżałam i myślałam. Wstawałam tylko do łazienki i po to aby wieczorem się umyć. Byłam wrakiem człowieka zarówno pod względem psychicznym, ale niedługo stanę się nim także fizycznie.
- Może gdzieś wyjdziemy? - Fran zaproponowała kolejny sposób spędzenia czasu. Za wszelką cenę próbowała wyciągnąć mnie z tego pokoju, jednak za każdym razem jej próby kończyły się tak jak ta z poprzedniego dnia. Na każdą reagowałam jedynie ruchem głowy. Przyjaciółka bezskutecznie chciała mnie czymś zająć.
- Lia błagam cię, rusz się z tego łóżka. Nie mam już do ciebie siły. Leżysz już tak tydzień. Gdzie się podziała dziewczyna, która codziennie rano wpadała do mojego pokoju, ubrana w strój sportowy i ściągała mnie z łóżka aby iść biegać? Gdzie ta dziewczyna, która uśmiechnięta biegała po plaży za aparatem i spełniała się zawodowo? Gdzie ta dziewczyna, która dla jednego blondyna była w stanie pokonać tysiące kilometrów, aby znów zobaczyć jego błękitne tęczówki? To, że będziesz tak leżeć nic nie zmieni. Jedynie może pogorszyć. - próbowała mnie zmotywować.
Możliwe, że nawet w minimalnym stopniu jej się to udało, jednak nic jej nie odpowiadałam i nadal leżałam w tej samej pozycji. Wiedziałam, że moje zdrowie psychiczne nie należy do idealnych. Wiele razy słyszałam o takich przypadkach i nie rozumiałam osób, które zamiast walczyć i żyć normalnie rozpaczały siedząc cały czas w domu. Teraz sama znalazłam się w takiej sytuacji i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co kieruje takimi osobami.
- Nie mam już pomysłów co zrobić aby ci pomóc. Jeśli sama nie będziesz chciała otrzymać pomocy moje chęci, nawet największe nic nie dadzą. Jeśli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie jestem - wyszła a ja zaczęłam płakać. Tym razem dlatego że tak bardzo zraniłam moją przyjaciółkę. Nie odzywała się do mnie przez dwa dni.
Kolejnego dnia podczas jej nieobecności, gdy wyszłam z pokoju, zastałam idealnie posprzątane mieszkanie, co ogromnie mnie zdziwiło. Wzięłam prysznic i od razu poczułam się lepiej. Przebrałam się w świeże, ładniejsze ubrania i poszłam zrobić sobie obiad. Włączyłam muzykę i zastanawiałam się jak poprawić swoje życie i nastawienie. Posprzątałam i przewietrzyłam swój pokój, który do tej pory wyglądał jak pomieszczenie desperata. Może właśnie nim byłam? Czułam się całkiem dobrze, ale nadal nie mogłam pogodzić się z chorobą, która psuła mi wszystkie plany na przyszłość. Siedziałam na swoim łóżku i nadrabiałam zaległości w interecie, których nabawiłam się przez te kilka dni, w których nie było we mnie ani płomyczka nadziei. W końcu po jakimś czasie zakończyło się to tak jak każdy by przewidział. Znów leżałam w pościeli wpatrzona w sufit.

• • • • •
Próbowałam ze wszystkich sił pomóc Lii. Chciałam ją zagadać, wyjść z nią na miasto, zająć ją czymś, zmusić aby wyszła do ludzi i pocieszyć. Nie dało się. Z każdym dniem wydawała mi się coraz słabsza i z jeszcze mniejszą chęcią do życia. Próbowałam ją wspierać, ale ona nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Wiedziałam, że nie może tak po prostu leżeć i patrzeć albo w okno, albo w sufit bo to nic nie da. Jej choroba bardzo mnie zasmuciła, ale nie mogłam tego pokazać. Musiałam być silna i twarda. Taka osoba z pewnością bardziej jej się przyda.
 Cały czas zastanawiałam się dlaczego właśnie ona. Przecież nic złego nie zrobiła. Życie jest niesprawiedliwe. Zdecydowanie na to nie zasłużyła.
Każdy jej dzień wyglądał tak samo a mnie od patrzenia na nią bolało serce. Wiedziałam, że ja tutaj nic nie pomogę. Znam tylko jedną osobę, która może tutaj cokolwiek zmienić. Wahałam się aby wcielić swój plan w życie bo miałam nadzieję, że coś się zmieni, ale po tym jak nawet nie zareagowała na mój monolog postanowiłam natychmiast naprawić swój błąd. Poszłam do swojego pokoju i dokładnie zamknęłam drzwi. Najciszej jak umiałam zadzwoniłam do osoby, która w tym momencie mogłaby cokolwiek zdziałać. Aby tylko jej się posłuchała i cokolwiek zrobiła ze swoim życiem byłam w stanie zaakceptować to, że jej zdanie jest dla niej ważniejsze do mojego. Miałam tylko nadzieję, że mój plan wypali bo w przeciwnym razie byłoby bardzo źle.
• • • • •
Zacznę od tego co wydarzyło się w przeciągu tego tygodnia. Real Madryt po raz 11 wygrał Ligę Mistrzów!! Czy to nie jest cudowne?! Jasne, że jest. Ten mecz był wspaniały, o wyniku nie wspomnę. Gdy zapadła decyzja o karnych wiedziałam, że będzie to jedna wielka loteria, dlatego jeszcze bardziej to przeżywałam. Ale wygrali. Kochani. Najwspanialsi ♥ Niezapomniany wieczór, niesamowite emocje.
Mamy 7 rozdział. Już 7, ale jak patrzy się na to co do tej pory się wydarzyło to nie wiem czy to dużo czy mało. O tym już zdecydujecie wy. Lia pozbiera się i wróci do normalnego życia? Co wymyśliła kochana przyjaciółka? Jak będzie wyglądało jej dalsze życie?
Zapraszam i czekam na komentarze, których przy każdym rozdziale jest bardzo dużo, za co swoją drogę serdecznie dziękuję.
Miłego weekednu :*