piątek, 28 października 2016

Rozdział 26

Przeprowadzenie się do nowego domu kosztowało mnie dużo wysiłku. Zarówno fizycznego jak i psychicznego. Jednak nie żałowałam tego i bardzo dobrze się czułam. Często widywałam się z Fran. Czasami jak nie było Sebastiana nocowałyśmy u siebie. Wiedziałam, że muszę się nauczyć takiego życia i w dużej mierze zacząć sobie sama radzić. Moi rodzice zadeklarowali się, że jak tylko będę czegoś potrzebowała wystarczy do nich jeden telefon. Bardzo polubili Vettela i cieszą się, że zostaną dziadkami. Mimo tego, że zawsze uważali, że w pierwszej kolejności powinien być ślub akceptowali mój, nieformalny związek.
Fran i Lewis z wielką ekscytacją zgodzili się zostać rodzicami chrzestnymi naszego dziecka. Hamilton już na wstępie zapowiedział, że będzie rozpieszczał je bardziej niż jego dziadkowie. Brytyjczyk lubił małe dzieci i razem z Vettelem mieliśmy nadzieję, że z naszym też znajdzie wspólny język i będzie dla niego jak dobry przyjaciel, ale też jak drugi ojciec. Wszystko szło po mojej myśli. Na stan przez który przeszłam i w jakim się znajdowałam czułam się całkiem dobrze. Oczywiście pomijając wszystkie aspekty przez, które musiała przejść każda kobieta. W głębi duszy jednak obawiałam się co będzie jak zostawię Niemca z noworodkiem, co będzie jak umrę podczas porodu, albo umrzemy oboje. Nie chciałam, żeby Seb przeze mnie cierpiał i zniszczył sobie całe życie. Jak to kobieta brałam wszystkie opcje pod uwagę.
Poród zbliżał się wielkimi krokami. Na szczęście termin przypadał akurat na przerwę w kalendarzu Formuły 1. Sebastian będzie w domu, będzie mógł się mną zaopiekować i nie będzie musiał rezygnować z wyścigu. Jednak przed tym chciałam osobiście mu pokibicować na niejednym torze i wybrałam się między innymi na GP Kanady, które skradło moje serce i miałam do niego ogromny sentyment. W końcu tam się wszystko zaczęło. Minttu i Fran też przełożyły wszystkie swoje plany aby udać się tam razem ze mną. Od początku panowała wyjątkowa i bardzo rodzinna atmosfera, do czasu, aż przez przypadek nie wypadłam na jedną, już bardzo dobrze znaną mi osobę.
- Widzę, że niezła z ciebie dziwka. - usłyszałam ostre słowa za swoimi plecami gdy akurat z Minttu kierowałyśmy się padokiem do pomieszczeń na torze należących do Ferrari. Finka spojrzała na mnie i żadna z nas nie miała ochoty się odwrócić bo wiedziałyśmy kto wypowiedział te słowa. Niechętnie jednak to zrobiłyśmy. Nie przejęłam się oskarżeniem bo wiedziałam, że jest ono tylko po to aby mnie zdenerwować. - Nie ma to jak wyrwać faceta na litość i wmówić mu dziecko. Czego to ludzie nie zrobią dla kasy. - dokończyła swoją wypowiedzieć Vivian. Żona Nico Rosberga i matka jego dziecka. Dorosła i świadoma bizneswoman. Przynajmniej za taką się uważała.
- Dziecko jest Vettela, tak dla twojej informacji i nie pozwolę abyś drugi raz rozbiła nasz związek. Naprawdę nie masz lepszych zajęć? - popatrzyłam na nią morderczym wzrokiem i już chciałam odejść.
- Jesteś psychiczna żeby zwracać się tak do kobiety w ciąży. Co ona ci takiego zrobiła?! Jesteś zazdrosna o ich udany związek, a może o Sebastiana? - Minttu nie mogła odejść żeby czegoś jej nie powiedzieć. Nie lubiła jej jeszcze bardziej niż ja. Powiedziała jej jeszcze kilka szczerych słów, odwróciłyśmy się i poszłyśmy w wcześniej wyznaczonym kierunku. Vivian stała w bezruchu i wpatrywała się z niedowierzaniem w jeden punkt.
To ostatnie GP przed porodem i starałam się wykorzystać każdą okazję do wspólnego spędzenia czasu. Każdy był dla mnie miły i pomocy przez co niezwykle ciepło robiło mi się na sercu. Twierdzili, szczególnie mechanicy Ferrari, że ciąża mi służy i promienieję. Podobno żadna z kobiet nie miała tak dobre kontaktu nawet z tymi członkami ekipy. Każda zazwyczaj ich ignorowała i traktowała za gorszy sort. Ja ich bardzo lubiłam. Brakowało mi tej atmosfery, tych ludzi i widoku na żywo jak Sebastian wygrywa wyścig. Miałam nadzieję, że w najbliższym czasie zgranie kolejne mistrzostwo bo bardzo na to zasługuje.
Po wyścigu Kimi i Min zostali kilka nocy w naszym domu. Finka dużo opowiadała mi o roli matki, samym porodzie a także dała mi kilka cennych wskazówek. Potem kierowcy polecieli na kolejny wyścig. Cieszyłam się, że Sebastian ma swoją pasję sama też polubiłam te wyścigi, ale odkąd byłam w ciąży coraz bardziej się o niego martwiłam. Nie chcąc go ograniczać i sprawiać mu przykrości nie powiedziałam mu o tym.
Przez ostatnie dni, tygodnie Sebastian bardzo rzadko przebywał w domu. Miał bardzo mało wolnego czasu między wyścigami, więc nie opłacało mu się przyjeżdżać. Upierał się, że gdybym tylko chciała aby przy mnie był to mam dzwonić. Chciałam, ale wiedziała, że to nie rozsądne, ponieważ dla jego organizmu nie byłoby to najlepszym krokiem. Dlatego czekałam na przerwę między wyścigami jeszcze bardziej.
Kilka dni po tym jak nacieszyłam się obecnością niemieckiego kierowcy pojechałam do szpitala. Dla  zdrowia mojego oraz dziecka ustaliłam z lekarzem, że zjawię się przed terminem, aby na spokojnie mnie do tego wszystkiego przygotować. Sebastian, Fran z Danielem i mój rodzice zmieniali się co chwila. Nie mogę powiedzieć żebym się nudziła, ale to dobrze. Nie miałam czasu aby myśleć o najgorszych scenariuszach.
Lekarze i pielęgniarki troszczyli się o mnie jak tylko mogli.
- Jak się pani czuje? - do mojego pokoju wszedł lekarz. Uśmiechnął się do mnie promiennie i zaczął mierzyć mi ciśnienie.
- Jest w porządku. - odpowiedziałam. Co chwila ktoś przychodził i pytał się czy aby na pewno dobrze się czuję.
- Już jutro termin. Poród może rozpocząć się w każdym momencie. Czy jest pani na to gotowa? - jego twarz spoważniała. Odczułam, że sam się boi nadchodzących wydarzeń i najlepiej by było aby chłopiec został u mnie w brzuchu.
- Chyba już nie mam wyjścia panie doktorze. - zaśmiałam się chociaż w głębi duszy sama się bałam. Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.
- Mimo tego, że nie powinniśmy już tutaj nikogo wpuszczać jeden pan bardzo upiera się aby się z panią zobaczyć. Mówi, że to bardzo ważna sprawa. - powiedział tajemniczo a ja zaczęłam zastanawiać się kto to może być. Vettel przecież niedawno co poszedł do domu. - Wpuścić go? - pokiwałam energicznie głową. Lekarz wyszedł i zamknął drzwi, które za chwilę i tak się otworzyły.
- Lewis? Co ty tu robisz? Miałeś być na Barbadosie. - otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia gdy zobaczyłam Brytyjczyka z bukietem kwiatów i niebieską, prezentową torbą. Mężczyzna uśmiechnął się tylko i pocałował mnie w policzek. Kiwnęłam głową w podziękowaniu za prezent.
- Nie mogłem przegapić narodzin mojego chrześniaka. Musiałem tu przyjechać. Jak się czujesz? - usiadł na taborecie obok łóżka.
- Sebastian nie mówił, że przyjedziesz. - zignorowałam jego pytanie i dochodziłam prawdy jego przybycia, chociaż wizja, że jest tu dla mnie napełniła mnie szczęściem.
- Bo sam o tym nie wiedział. - rozmawialiśmy przez chwilę na neutralne tematy, jednak chciałam skorzystać z tej okazji, że jesteśmy tylko we dwoje.
- Lewis. - zrobiłam krótką przerwę, ponieważ nie chciałam sobie nawet wyobrażać takiego rozwoju sytuacji. Brytyjczyk spojrzał na mnie uważnie i czekał na kolejne słowa. - Jakby mi się coś stało, jakbym nie przeżyła. Proszę obiecaj mi, że zajmiesz się Sebastianem. - kierowca Mercedesa pokręcił z dezaprobatą głową a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Nawet nie ma takiej opcji! Wszystko będzie dobrze! - zdenerwował się i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem.
- Obiecaj. - powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.
- Obiecuję. - mężczyzna sam nie wierzył w to co mówi. Nie przyjmował do siebie takiego obrotu sprawy, ale dla mnie, dla mojego lepszego samopoczucia obiecał mi to. Nie pozwoli zrobić mu nic głupiego, przywróci go do porządku dziennego jak będzie tylko taka potrzeba, że będzie go wspierał, że Vettel będzie mógł na niego liczyć.
Po kilku minutach Hamilton opuścił szpital i pojechał do Sebastiana. Wolę sobie nie wyobrażać co dwaj faceci, wieczorem, sami w domu mogą robić.
Trzy dni po planowanym terminie porodu coś zaczęło się dziać. Niezwłocznie zawołam lekarza i pielęgniarki, które tylko umocniły mnie w przekonaniu, że poród właśnie się zaczyna. Od razu zadzwoniłam do Sebastiana i kazałam mu także poinformować Fran. Kilka minut potem moi najbliżsi byli już przy mnie a personel szpitala informował mnie jak postępować.
- Sebastian. - złapałam go mocno za rękę i spojrzałam głęboko w jego błękitne oczy. Wiedział co chce powiedzieć i tylko pocałował mnie w czoło.

 • • • • •
Dzisiaj trochę później niż zawsze, ale dopiero co skończyłam ten rozdział także wybaczcie :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Powrót Vivian, niespodzianka Lewisa no i początek porodu. Jak myślicie? Jak to się skończy? Wszystko pójdzie zgodnie z planem?
Mam teraz kilka dni wolnego, z resztą pewnie jak większość z Was, i postaram się napisać kilka rozdziałów na zapas aby te ostatnie części pojawiły się regularnie.
Życzę Wam miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień. 
Zdradzę Wam, że z każdym rozdziałem będzie działo się coraz więcej.

8 komentarzy:

  1. Ach, mam ogrom zaległości, więc daję tylko znać, że czytałam i lecę dalej. Bo okazuje się, że czasem trzeba wybrać czy życie realne, czy blogi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kilkakrotnie musiała dokonać takiego wyboru. Niestety 🙁 miło mi, że jesteś i czytasz. Mam nadzieje, że razem dotrzemy do końca tej historii 😁
      Buziaki 😘

      Usuń
  2. Hej ♥
    Straaaaasznie Cię przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz. Już nawet nie chcę mówić jak długo mnie u Ciebie nie było. Miałam czytać regularnie, a wyszło jak zwykle :(
    Powiem tylko, że czekam na dzidziusia :D I tak, wszystko musi pójść zgodnie z planem! Nie waż się nawet tego popsuć.
    Ściskam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, no i chciałam napisać, że nie wiem czemu, ale nie mogę napisać komentarza w reklamie, więc piszę tu, że zapraszam do Stefka i Marie (http://ihateyou--dontleaveme.blogspot.com/)

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz. Ciesze się, że mimo opóźnienia jesteś i nadrabiasz.
      To nie pierwszy raz gdy ktoś nie może napisać komentarza w reklamie i nie wiem co mam z tym zrobić.

      Usuń
  3. Jestem!
    Przepraszam przy okazji za spory poślizg czasowy, ale przez weekend nie było mnie zupełnie w domu, a sama pewnie dobrze wiesz, jak wygląda komentowanie z buntującego się wiecznie telefonu...
    Rozdział bardzo mi się podoba, naprawdę ^^ Mam nadzieję, że wszystko będzie dalej już tylko dobrze, że wszystko się poukłada, jak należy. Czekam niecierpliwie na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wiem wiem. Najgorzej jest jak już napiszesz komentarz a on sie usuwa pod sam koniec a potem nie umiesz napisać podobnego.
      Bardzo dziękuję za komentarz 😘😍

      Usuń
  4. ej nie,z robiło mi się słodko, wyłączając ponowne pojawienie się Vivien... głupia suka, mogłaby wyparować, albo niech tir ją potrąci XDD
    idę dalej nadrabiać!!

    OdpowiedzUsuń